czwartek, 16 września 2010

Cebularze z Kazimierza Dolnego

Drożdżowe bułeczki z cebulą to przysmak z Lubelszczyzny. Cebularze lubelskie albo z Kazimierza Dolnego nie mają sobie równych.

lubelskie cebularze, cebularze z Lublina, cebularz
cebularze



Lato było czasem nowych odkryć i powrotów w miejsca ukochane. Po kilku latach przerwy odwiedziłam Mój Magiczny Kazimierz. Jeździłam tam od dziecka, pamiętam zupełnie jeszcze nieskomercjalizowany, z "Esterką" i emerytowanym hippisem Flojdem, z pustym spokojnym Rynkiem. Mieszkańcy chętnie opowiadali o czasach, kiedy świeciły nad Kazimierzem Dwa Księżyce. Przyjezdnym byli życzliwi - teraz po prostu na nich zarabiają, żyjąc własnym rytmem. Zamiast wielbicieli sennego malowniczego miasteczka pojawili się niedzielni turyści, którzy wpadają do Kazimierza na kilka godzin w niedzielę. Wybudowano SPA i hotele z prawdziwego zdarzenia, są tu festiwale, a w długie weekendy tłoczniej niż na Marszałkowskiej.

Gdzieś się ten Mój Kazimierz zagubił... Nie ma już atmosfery w kultowym kiedyś Grillu Michalaków, nie ma już pana Cezarego Sarzyńskiego, który pokazywał, jak się plecie koguty. W Bożnicy zamiast kina, w którym trzy osoby kupowały dziesięć biletów, aby obsługa zechciała puścić film są pokoje do wynajęcia. A po koguty nie stoi się już w kolejce, można je kupić na każdym straganie. Pokazałam ten Mój-Niemój Kazimierz Dzieciom. Udało nam się odnaleźć okruchy tamtej czarownej atmosfery. Kolory, zapachy. Zaprowadziłam ich tam, gdzie nikt nie zagląda i tam, gdzie chodzą wszyscy. Chyba złapali bakcyla:)

zdjęcia z Kazimierza Dolnego

Z Kazimierza przywieźliśmy koguty, jagodzianki, przepyszny żytni chleb, bułeczki z serem, kulebiaki. I oczywiście moje ukochane cebularze. Popularne na całej Lubelszczyźnie ponoć od czasów Kazimierza Wielkiego i Esterki. Od kilku lat na liście produktów tradycyjnych. Jedni wolą cebularze od Kuźmiuka, inni z Zamościa, a ja śnię po nocach o cebularzach kazimierskich.

Te domowe są pyszne, ale - cóż poradzić - kiedy nad głową świeci jeden księżyc, czegoś cebularzom brakuje...



Cebularze kazimierskie (6 - 8 sztuk)


250 g mąki, 20 g drożdży, pół szklanki mleka (ok. 125 ml), jajko, 1 łyżeczka miodu, 25 g masła, sól, 1 - 2 cebule, 2 łyżeczki maku, 1 łyżka oleju.

Na dzień przed pieczeniem cebularzy posiekałam cebulę i sparzyłam ją wrzątkiem. Odcedzoną wymieszałam z olejem i makiem, posoliłam i wstawiłam pod przykryciem do lodówki. Następnego dnia drożdże rozpuściłam w łyżce mleka, dodałam miód i szczyptę mąki, odstawiłam na kwadrans. Gdy drożdże wzburzyły się, dodałam mąkę, miękkie masło, pół jajka, sporą szczyptę soli i resztę mleka. Wyrobiłam ciasto, gdy stało się gładkie i lśniące, odstawiłam do wyrastania. Kiedy podwoiło objętość, podzieliłam na części, z każdej uformowałam kulkę, a potem płaski placek. Na środek cebularzy nałożyłam nadzienie, brzegi posmarowałam resztą jajka. Ponownie odstawiłam do wyrośnięcia. Piekłam w temperaturze 200 stopni około kwadransa.

  • z podanych proporcji wychodzi sześć standardowych cebularzy, ja piekę mniejsze, do szybkiego schrupania i nieco wydłużam czas pieczenia, bo lubię przyrumienione;)
  • do ciasta drożdżowego dodaję miód, można go zastąpić - jak w oryginalnym przepisie - cukrem
  • nieco zmodyfikowany przepis z Dziennika Wschodniego
  • lektura obowiązkowa: "Dwa Księżyce" Marii Kuncewiczowej (w Kazimierzu koniecznie trzeba zobaczyć jej dom) i "Mój Kazimierz" Mirosława Dereckiego

27 komentarzy:

  1. lubię Kazimierz i jeżdżę co roku. choć zawsze gdzieś się skrywam w weekendy- za dużo dla mnie ludzi. i uwielbiam pewną herbaciarnię tam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. czarowna atmosfera.. musi byc niesamowita.
    lubię te ziarenka na cebularzach.

    OdpowiedzUsuń
  3. jeszcze ich nie robiłam, ale coraz większą mam na nie ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kazimierz... Kilka lat temu go odwiedziłam i zakochałam się w jego atmosferze. Do dzisiaj marzę po cichutku o powrocie, a może nawet małym, własnym kącie w przyszłości. Ale może teraz wszystko naprawdę się zmieniło i nie ma już tej magicznej, kameralnej atmosfery spokoju?...

    Cebularzy nie jadłam nigdy jeszcze, bez wątpienia jednak by mi posmakowały.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. piękne zdjęcia! cebularze smakowite

    OdpowiedzUsuń
  6. ależ czarujące fotografie... ;]
    i piękne cebularze!
    Kazimierz ma w sobie ten urok...

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog odmieniony, jeszcze bardziej mi sie podoba, a cebularze znam z Lublina! Zdjecia przepiekne.
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam niestety tylko ten skomercjalizowany Kazimierz;-( Piękne klimatyczne zdjęcia, aż nabrałam smaka na cebularze

    OdpowiedzUsuń
  9. Lubię Kazimierz choć się zmienia, to zawsze tam z sentymentem wracam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Byłam w Kazimierzu jakoś 11 lat temu na wycieczce szkolnej, szalenie mi się podobało, choć jeszcze wiele z tej atmosfery nie potrafiłam docenić. Może już nie będę miała okazji. W każdym razie przywiozłam do domu koguta ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. mam pytanie- jak się trzymasz na tej IV fazie dukana?

    OdpowiedzUsuń
  12. Kaś, Karmel-itko, Aniu i Hellokitty dziękuję, bardzo mi miło:) Asieja ziarenka czarne to mak, białe gruba sól:) Ojeek trzymam się dobrze, tzn. waga się nie zmienia. Jednak tylko dwa razy tygodniowo pozwalam sobie na słodkości - przez jakis czas tego nie kontrolowałam i zauważyłam, że mam tendencję do nadmiernego rzucania się na słodycze. Jem otręby i pilnuję poniedziałkowego dnia proteinowego, to ważne. To nie jest tak, jak się wydaje po pobieżnej lekturze ksiażki, że na czwartej fazie można jeść "wszystko" w dowolonych ilościach... Nie wiem, czy ta ostatnia faza nie jest najtrudniejsza. W kazdym razie wymaga silnej woli:) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  13. Blog bardzo zyskał dzięki zmianie formatu i zdjęciom w większym formacie.

    Ja też uwielbiam cebularze, ale sama jeszcze nie piekłam - może kiedyś się pokuszę o przetestowanie Twojego przepisu.

    OdpowiedzUsuń
  14. juz długo na niej jestem i przetrwac nie moge cały czas sie łamie, grzesze i białkuje i tak w... kółko.. ;(

    OdpowiedzUsuń
  15. a mam jeszcze pytanie: co Ty jadłas podczas królewskich uczt? i czy jadłas nieograniczone ilości warzyw i protein czy ścisłe 3 5 posiłków?

    OdpowiedzUsuń
  16. Haniu blog stał się za bardzo kulinarny, wreszcie się zmobilizowałam do zmian:) A cebularze, szczególnie prosto z piekarnika, smakują prawie jak kazimierskie, polecam! Ojeek jadłam wszytsko na co miałam ochotę, często wykorzystywałam ucztę, aby wybrać się do restauracji. Trzeba tylko pamietac, że to ma być królewska uczta,a nie królewski dzień:) Ilościowo nie ograniczałam protein, warzywa w granicach rozsądku, wystarczały mi trzy posiłki dziennie (na Dukanie w ogóle nie czułam głodu). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Aha, i bardzo pilnowałam, żeby pić duuużo wody mineralnej! To bardzo ważne na tej diecie

    OdpowiedzUsuń
  18. I Kazimierz i Praga chodzą za mną każdego dnia. W przyszłym roku już sobie nie odmówię wypraw w te miejsca. Piękna relacja!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak twoj synek wszedl na Gore Trzech Krzyzy???

    OdpowiedzUsuń
  20. ?? Normalnie, po schodach, trzymany za łapkę. To nie jest trudne podejście:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. jakie zdjęcia , śliczne , śliczne
    a cebularze jakie apetyczne

    OdpowiedzUsuń
  22. Zajrzałam do Ciebie przypadkiem (jak to się stało, że wcześniej tu nie trafiłam?!) i taaaaaak mi się podoba, no i ten post od razu przyciągnął moją uwagę. Kazimierz uwielbiam i w 100% zgadzam się z tym co napisałaś, brakuje już tej magii, w której się zakochałam kilkanaście lat temu, ale sentyment pozostał. I te cebularze! O rany! Przygotuję na pewno!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. Emma strrrasznie miły komentarz, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  24. Znam Kazimierz od lat, ale pokazalas mi go z zupelnie innej strony - dziekuje. Najpiekniejsze jest zdjecie czwarte od gory!
    Nowa Czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  25. Nowa Czytelniczko ślicznie dziękuję:)))Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny na blogu i komentarz:)))