środa, 9 marca 2011

Makaroniki z kremem różanym

    makaroniki macarones różane z różą

    Do we suppose that all she knows is that a rose is a rose is a rose is a rose 

                                                                                                                                  (G. Stein)

    Bardzo lubię róże - jako kwiaty i  jako motyw. Lubię zapach róży i smak wody różanej w deserach. A także kolor różowy:) Wczoraj kupiłam różowy lakier do paznokci i przekopałam centrum handlowe w poszukiwaniu różowego sweterka.
    Kiedy więc postanowiłam wykorzystać popączkowe białka, wpadłam na pomysł upieczenia makaroników z różaną nutą. Żeby nie było banalnie, to nie makaroniki są różowe i różane, ale krem.

    Makaroniki to wypiek niemal już legendarny - uchodzą za trudne, kapryśne, wręcz spotkałam się z opinią, że umiejętność pieczenia makaroników to sprawdzian dla cukiernika z prawdziwego zdarzenia. Czytałam opisy, jak to należy mieszać masę zgodnie z ruchem wskazówek zegara specjalną technikę określoną ilość razy i nie wiedziałam, śmiać się czy płakać. Potem jednak doszłam do wniosku, że spróbuję, najwyżej się nie udadzą. Okazało się, że - tak jak przypuszczałam od początku - makaroniki są bardziej pracochłonne od bez, ale naprawdę nie ma czego się bać! Grunt, żeby miały gładką skorupkę, charakterystyczną "falbankę" u podstawy i lekko ciągnący środek.
    Makaroniki sklejamy pod dwa np.Nutellą, lemon curdem, masłem orzechowym, kremem z banana zgniecionego z sosem toffi. Zarówno do masy makaronikowej jak i do nadzienia można dodawać barwniki spożywcze, aromaty (np. wanilię), kakao, kawę. Co do smaku, zdania są podzielone - niektórzy szaleją za makaronikami, inni twierdzą, że są przereklamowane. Mnie ich smak nie powala na kolana, są dobre, ale bez fajerwerków. Bardzo bardzo słodkie. Paryskich co prawda nie jadłam, jedynie warszawskie.

    Do nadziania makaroników wybrałam krem na bazie przepisu z bloga Canelle et Vanille, buttercream filling, jednak recepturę zmodyfikowałam: do białek, cukru i masła (w proporcjach 1:2:3) dodałam czerwony barwnik i wodę różaną.


    Makaroniki z kremem różanym

    (około 30 sztuk)

    3  białka,  100 g mielonych migdałów (ja użyłam tartych), 200 g cukru pudru, 50 g cukru.
    Na krem: 1 białko (50 g), 100 g cukru pudru, 150 g masła, 1 łyżeczka wody różanej.

    Do makaroników najlepsze są białka odstane, z których odparowała część wody - moje były zamrożone, rozmroziłam je powoli w lodówce, a potem stały przez kilkanaście godzin na blacie kuchennym w odkrytej miseczce. Migdały przesiałam z cukrem pudrem. Białka ubiłam na sztywno, powoli dodawałam cukier, jak przy robieniu bez. Do białek wsypałam migdały z cukrem pudrem i ręcznie delikatnie wmieszałam silikonową szpatułką. Masę włożyłam do rękawa cukierniczego i wyciskałam nieduże (1-1,5 cm) placuszki na blachę wyłożoną matą teflonową (może być także papier do pieczenia, ale makaroniki będzie trudniej z niego zdjąć). Odstawiłam na godzinę. Kiedy po dotknięciu nie lepiły się do palca (=podeschły) wstawiłam do piekarnika podgrzanego do temperatury 150 stopni (z termoobiegiem). Piekłam 8 minut, potem obróciłam blachę i piekłam kolejne 8 minut. Makaroniki powinny być kruche na zewnątrz, miękkie w środku, nie popękane i nie przyrumienione. Kiedy stygły, przygotowałam krem. Białko ubiłam z cukrem pudrem na sztywną pianę (w tym momencie dodałam czerwony barwnik), a potem miksowałam w kąpieli wodnej, aż stały się błyszczące i masa bardzo zjaśniała. Przełożyłam do miski i miksując, dodawałam kawałki masła. Na koniec dodałam łyżkę wody różanej. Masę wstawiłam do lodówki, a kiedy stężała, skleiłam nią po dwa makaroniki.
    • jeśli makaroniki nie wyjdą perfekcyjne, nie przejmuj się! Najważniejszy jest smak. Zresztą nawet makaroniki w paryskim Ladurée nie są idealnie równe:) To nie wyrób maszynowy, tylko rękodzieło! Moje są ciut mniejsze niż klasyczne, bo zawsze piekąc słodkości myślę o dziecięcych łapkach;)
    • przepis bazuje na kilku znalezionych w internecie, m.in. na blogach Tartelette, Moje Wypieki (od Dorotus wzięłam proporcje), What's For Lunch Honey, Canelle et Vanille, Davida Lebovitza. Na wielu polskich blogach można obejrzeć piękne makaroniki, jednak nie radzę wczytywać się w ostrzeżenia i uwagi, można się zniechęcić. Lepiej obejrzeć filmiki instruktażowe na You Tube, na których francuscy przystojniacy pokazują co i jak
    • użyłam tartych migdałów kupionych w supermarkecie (ciemne kropeczki, które widać na moich macarons to skórka), jeśli chcesz aby makaroniki były idealnie białe, możesz samodzielnie zmielić płatki migdałowe albo obrane migdały (jak najdrobniej, razem z cukrem pudrem)
    • makaroniki wyciśnięte na blachę są dość płaskie, nie należy się tym przejmować, podczas pieczenia urosną i wytworzy się "falbanka" na dole
    • użyłam barwnika z tuby (Dr Oetker), nie należy go żałować, bo podczas obróbki masa jaśnieje
    • wody różanej do kremu można dodać mniej lub więcej, wedle gustu. Z podanych proporcji wyszło mi nieco za dużo kremu
    • jeśli makaroniki nie będą chciały odkleić się od papieru do pieczenia, zsuń delikatnie papier z blachy, spryskaj ją wodą (lub przetrzyj mokrą gąbką) i ponownie połóż papier z makaronikami. Po chwili bez problemu je zdejmiesz

      23 komentarze:

      1. Cudowne!Ja kiedyś nie cierpiałam różu, ale po urodzeniu córeczki jakoś mi się odmieniło:) Nawet w makaronikach mi się podoba:)

        OdpowiedzUsuń
      2. Przepiekne makaroniki. A w rozach jest cos, co kojarzy sie z urokiem dawnych dni. Najbardziej lubie te o pastelowych barwach.

        OdpowiedzUsuń
      3. Slicznie rozowy krem, i te makaroniki bielutkie, po prostu marzenie.

        OdpowiedzUsuń
      4. Przepięknie i niezwykle apetycznie wyglądają.

        OdpowiedzUsuń
      5. O Matko, zatkało mnie! Piękne. Ja akurat należę do wielbicielek makaroników, a takie różane zjadłabym z rozkoszą:-)


        Renia

        OdpowiedzUsuń
      6. Ciesze się, że makaroniki się Wam podobają:)

        OdpowiedzUsuń
      7. Wspaniale wyglądają! Czasem ma się po prostu ochotę na jakiś kolor...

        OdpowiedzUsuń
      8. Bardzo lubię róż, ale pudrowy. Nie znam smaku różanych deserów, chętnie bym skubnęła takiego makaronika! Pozdrawiam

        OdpowiedzUsuń
      9. Wyglądają pięknie - leciutko, niewinnie i słodko...:)

        OdpowiedzUsuń
      10. To chyba taka przed-wiosenna tęsknota za różem:)
        Lekka Takie niewinne to one nie są, kalorii pewnie z milion, ja po trzech miałam dość:)

        OdpowiedzUsuń
      11. Wspaniale wyglądają. Jak sobie kiedyś piekarnik wymienię to też zrobię jakieś makaroniki.

        OdpowiedzUsuń
      12. piękne, bardzo eleganckie jak ten odcień różu właśnie :)

        OdpowiedzUsuń
      13. Fajnie wyszły. Szczególnie podobają mi się kropeczki ze skórek migdałów.

        Lecę od razu na YouTube pooglądać sobie francuskich przystojniaków :o))

        OdpowiedzUsuń
      14. piękne są, niesamowicie.,

        OdpowiedzUsuń
      15. Idealne! Wygladaja na strasznie trudne do zrobienia. I te rozkosznie rozowe srodki

        Pzdr
        Tez na diecie

        OdpowiedzUsuń
      16. Haniu Mnie też się podobają te kropki:) A dzięki jednemu z przystojniaczków nie panikowałam, kiedy mararoniki na blasze rozlały się na płasko - jak widać, potem jednak urosły:)

        Bardzo dziękuję za kompelementy - wczoraj co prawda upiekłam kokosowe bezy, ale następne chyba znowu będą makaroniki:) Może kolorowe...

        OdpowiedzUsuń
      17. Krem różany, mmm. Uwielbiam dodatek wody różanej w wypiekach :) Makaroniki wyglądają pysznie.

        OdpowiedzUsuń
      18. Makaroniki cudo, ale co to jest na dole ze zdjęciem (chyba twojego synka), album? Możesz więcej pokazać?
        Pzdr
        Doris

        OdpowiedzUsuń
      19. Doris To taka rameczka do postawienia, z prawej jest róża i napis:) Pozdrawiam!

        OdpowiedzUsuń
      20. aaaa, wyglądają przepysznie i przywołują wspomnienia. moja babcia mieszkała w starej zydowskiej karcznie gdzie ganek cały obrośnięty był dzika róża z której płatkow poswstawała jedyna wswoim rodzaju konfitura do paczków, to już nie wroci niestety , babci nie ma domu nie ma , ech

        OdpowiedzUsuń
      21. Sova Mnie też się przypomniało dzieciństwo i stary dom brata mojego dziadka z dziką różą przy ganku:) Nie ma ani róż, ani ganku, ani ludzi...
        Pozdrawiam serdecznie!

        OdpowiedzUsuń

      Dziękuję za odwiedziny na blogu i komentarz:)))